Moje odkrycie w kanale weneckim - wstężniak czyli nemertino. Na co udało mi się natrafić spacerując po Wenecji!

Mogłoby się wydawać, że w Wenecji już wszystko odkryto, napisano i skatalogowano... Ale życie robi czasami niespodzianki i w najmniej oczekiwanych miejscach jesteśmy uczestnikami nieprzewidzianych spotkań.

Moje spotkanie z wstężniakiem wyglądało naturalnie i bezproblemowo. Idąc na kurs mozaiki, zauważyłam dziwne stworzenie w kanale S. Anna, na Fondamenta S. Anna. Poruszało się z ogromną gracją i miałam wrażenie, że nie boi się człowieka, a wręcz tańczy na moich oczach. Na ulicy było niewielu ludzi, ale, starając się nie spuścić z oczu „atrakcji", zagadałam do przechodzącego mężczyzny: - „To nie węgorz...". Na co on w dialekcie weneckim odparł: - „Xe un verme"

Stwierdziłam, że sam nie wie, co mówi i szybko wyciągnęłam telefon, aby utrwalić niebywałe zjawisko. Wstężniak  wykonywał, coraz ciekawsze ruchy, znajdując się cały czas tuż pod powierzchnią wody. Przypominał wstążkę tancerki.

Wenecjanin poszedł, a ja sama zaczęłam się zastanawiać, jak można było tak wdzięcznie pływającą wstęgę nazwać verme! Verme po wenecku brzmi bardzo ofensywnie. Kiedy ktoś ma kogoś dosyć, a ten ktoś nie chce się od niego odczepić, to można o nim pomyśleć, jako o robaku lub gliście! Verme to ktoś, kto wierci i gnębi, to pasożyt. A tu taki piękny taniec w wodzie, nie kojarzący się z żadną dżdżownicą, larwą czy glistą. Tym bardziej, że moje znalezisko miało ok. 40 cm długości i 2 cm szerokości. Miało ciemnoszary kolor i ładne, regularne, białe pasy po brzegach bardzo płaskiego korpusu. Nie mówiąc o miłym harmonijnym trójkątnym pyszczku. Jak można było coś tak pięknego porównać do glisty?

Nagrałam trzy krótkie filmiki i kiedy stworzenie zniknęło pod mostem, poszłam dalej. Nadal jednak nie wiedziałam, co to było.? W domu wpisywałam w wyszukiwarce Google różne kojarzące mi się z nim frazy, jednak najczęściej otrzymywałam wynik w postaci mureny i różnych jej odmian. Po czterech godzinach poddałam się, stwierdzając, że nie jest to typowy mieszkaniec Laguny Weneckiej.

Kolega męża, którego pasją jest nurkowanie, podekscytowany powiedział, że nigdy czegoś takiego nie widział! To on właśnie umieścił mój filmik na znanym weneckim portalu internetowym. Tego samego wieczoru filmik wysłałam też do Muzeum Historii Naturalnej w Wenecji z zapytaniem, co to może być?

Z samego rana otrzymałam bardzo wyczerpującą wiadomość od samego dyrektora muzeum, mgr Luca Mizzaniego. Napisał on, że wstężniaka, bo tak nazywa się to zwierzę, widziano w Wenecji po raz ostatni w roku 1847. Czyli dokładnie 174 lata temu, kiedy Wenecja była jeszcze pod okupacją austriacką! Dyrektor poinformował lokalne gazety o moim odkryciu, prosząc wenecjan, żeby zgłaszali, kiedy zauważą w kanałach nemertino.

Nemertino czyli wstężniaka, rzadko kiedy można zauważyć w dzień. Płetwonurkowie najczęściej napotykają się na niego w nocy. Ukrywa się on między skałami, glonami i pod piaszczystym dnem. Nie należy do rzadkości w Oceanie Atlantyckim, pojawia się w Morzu Śródziemnym, ale jest nietypowy dla tej części Adriatyku, a tym bardziej da Laguny Weneckiej i samej Wenecji. Żywi się mięczakami i pierścienicami, czyli jest stworzeniem mięsożernym.

Gdyby nie to przypadkowe zetknięcie, nigdy bym się nie dowiedziała, że takie stworzenie istnieje. To uzmysłowiło mi, jak mało wiem o otaczającym mnie środowisku i świecie.

Miejcie więc oczy szeroko otwarte, bo nigdy nie wiadomo, na co traficie.

Podsumowując - trzeba byto Polki w Wenecji, aby wypatrzyła nemertino - wstężniaka!

Previous
Previous

Stalin w Wenecji

Next
Next

Noclegi w Wenecji u Polaków